sobota, 14 września 2013

Rozdział I,

Na zewnątrz zaczął właśnie padać śnieg. Małe, niepowatzalne i jedyne w swoim, śnieżynki wirowały w powietrzu, tańcząc wesoło.
Upiłam łyk kawy z papierowego kubka i spojrzałam na osoby przewijające się na zewnątrz. Było ich mało. Niektórzy niosli pod pachą kolorowe pakunki, inni małe choinki. Wszyscy śpieszyli się do domu, na kolacje wigilijną, by przedtem podzielić się opłatkiem, złożyć sobie życzenia. 
A ja?
Siedziałam w "Golden", mając pod nosem hamburgera, kawę w kubku i półlitrową coca-colę. Nietypowe dania wigilijne, czyż nie? 
Westchnęłam pod nosem i zamrugałam parę razy oczami, tak,o, z nudów. 
- Clara, cześć, moja droga!- usłyszałam głos otwieranych drzwi, a zaraz po nim, do moich uszów dobiegł  ciepły, słodki, starszy głos. Spojrzałam zniesmaczona w stronę jego źródła i ujrzałam pulchną, na oko czterdziestoletnią kobietę o miłym wyrazie twarzy. Długie loki w odcieniu ciemnej czekolady, zwisaly jej do ramion. Czerwony, elegancki płaszczyk i buty na obcasie. 
Pokręciłam ze smutkiem głową. Czemu ja nie mogłam spędzić tego dnia w towarzystwie najbliższych, rodziny, przyjaciół? 
Bo po śmierci Diany, zerwałam z każdym, kogo znałam kontakt?
Upiłam jeszcze łyczek kawy i wyjęłam z otchłani mojej brązowej torby na ramię, słuchawki, po czym podpięłam je do telefonu. Gdy z czarnych kabelków zaczęły lecieć pierwsze słowa "VideoGames", Lany Dey Rey, poczułam, że a moją twarz zaczyna wpływać lekki uśmiech. Zawsze w chwilach, jak to nazywałam "złamki", pomagała mi właśnie ta piosenka. Uspokajała, dodawała sensu życiu...
Otworzyłam leniwie oko, by zobaczyć przesłodką scenkę jak nowo przybyła ściska sie z kelnerką o imieniu Amy i wręcza jej pudełko, uprzednio oczywśćie owinięte w papier w reniferki.
Zirytowałam się. Czemu wszyscy naokoło cieszą się, podczas, gdy ja, dziwaczka,siedzę nad hamburgerem, kawą i colą i słucham Lany?
Zagryzłam wargi.
Sama jesteś sobie temu winna..., szepnął złośliwie cichy, lecz dziwnie natrętny głosik w mojej głowie.
Halo, przyrzekłam zemstę. Musiałam go odszukać i ztobić z jego życia pieklo, tak samo jak on zrobił je mojej siostrze!, odkrzyknął w obronie inny, porywczy głos.
Ale to nie oznacza zerwania kontaktów z rodziną... 
A, zamknij się! 
Potrząsnęłam ze śmiechem głową. Jakież to ja ciekawe konwersacje przeprowadzam sam ze sobą... Interesujące.
Uśmiechnęłam się sam do siebie. Chyba za dużo horrorów wpłynęło na moją psychikę.  Spojrzałam niechętnie na burgera.
W myślach pokręciłam głową.
Wyszłam, zostawiając hamburgera i kawę na pastwę losu.


Jest...Krótki...Jest...Dziwny...Jest...Krótki...
DOBRA, JEST XD
Dedykacja dla Wiktorii <3


sobota, 31 sierpnia 2013

Zemsta # Prolog

Zgrzyt i pisk hamulców. 
Krzyk przerażonej siostry bliźniaczki. 
Tłum gapiów, słychać jadący ambulans na sygnale, ktoś wezwał pogotowie i wyjaśnił: młoda dziewczyna rzuciła się pod pociąg. Co było powodem tego desperackiego czynu? Wiedziała to tylko jej siostra, która płacząc i zawodząc patrzyła na zmasakrowane ciało dziewczyny. 
Przez tłumek ludzi przepchali się ratownicy medyczni. Lekarz, który klęknął przy dziewczynie, z przerażeniem w oczach, mógł ogłosić tylko jedno: zgon. 
Ciemnowłosa zielonooka, poczuła jak ciemno robi się jej przed oczami i nogi dosłownie tracą grunt. Czemu jej nie powstrzymała? Nie zdążyła. Żałosna wymówka. Czemu, nie chwyciła ją, gdy rzucała się pod pociąg, czemu? Chciała cofnąć czas, zrobić co w jej mocy... Lecz na ratunek dla Diany Cook było już niestety za późno. 
- Nieeeeee!- krzyknęła z całych sił i podbiegła do miejsca wypadku, siłą odtrącając lekarzy i przyklękając przy zwłokach.- Ona, żyje, żyje, żyje, żyje! Zróbcie coś!- zawyła głośniej, czując jak czyjeś silne ręce zagarniają ją w uścisk. Nie widziała kto to, lecz nie protestowała. Łkając, obwiniała się za tą tragedię.

Tępym wzrokiem patrzyła na ładny, zadbany biały nagrobek, na którym codziennie przybywały to coraz nowsze kwiaty i znicze. 

Diana Cook
Żyła piętnaście lat, zginęła śmiercią tragiczną. 


Dziś mijał miesiąc od tragedii, jaka dotknęła całe miasteczko. Kto by przypuszczał, że tak młoda dziewczyna, mająca przed sobą jeszcze całe życie, skróci je? I dlaczego? A moze miała jakieś problemy i nie umiała sobie z nimi poradzić?
Takie pytania Victoria słyszała wszędzie, gdziekolwiek się pojawiła. Lecz to tylko ona znała prawdziwy powód, który uparcie trzymała w sobie, nie chcąc go nikomu zdradzić.
Jeszcze nie teraz...
Brunetka westchnęła i uśmiechnęła się smutno do zdjęcia.
- Diana, czemuś to zrobiła? Ten szmaciarz nie był warty twoich uczuć... Oj, nie był. Winię się za to, że cię nie powstrzymałam, ale nie zdążyłam. Głupie, "nie zdążyłam"... Tęsknie za tobą, Dianuś. Tęsknię...- westchnęła i schyliła sie by pogłaskać nagrobek, jakby była to jej siostra. 
Rozejrzała się. Na cmentarzu nie było nikogo poza nią. 
- Diano, ja, Victoria Cook, przysięgam sobie, że zemszczę się na Harrym Black'u.- szepnęła, a w jej szmaragdowych oczach zabłysły ogniki mordu. 
Spojrzała na zegarek. Dwudziesta pierwsza sześć. Powinna wracać, lecz nie chce. Opiekunowie w domu dziecka  pewnie już szykują na nią awanturę. Westchnęła cicho pod nosem.
- Dobranoc, Diana.- szepnęła i już jej nie było.




Witam na moim nowym blogu starych/nowych czytelników :) 
Mam nadzieję, że spodobał wam się prolog, choć tak krótki.
CZYTASZ=KOMENTUJESZ :)